W 2008 roku holenderska dziennikarka Linda Pulman wydała książkę „Karawana kryzysu. Za kulisami przemysłu pomocy humanitarnej.”, który opisuje kulisy przemysłu organizacji humanitarnych i pokazuje ich moralne oraz etyczne zepsucie.
Linda Polman to autorka wielu reportaży, tekstów publicystycznych i analiz poświęconych międzynarodowym interwencjom wojskowym oraz pomocy humanitarnej. Pracuje dla holenderskiej telewizji, wielu rozgłośni europejskich, współpracuje z prasą w Holandii i Belgii. Była korespondentką w Afganistanie, na Haiti, w zachodniej i wschodniej Afryce. Wykłada dziennikarstwo na Uniwersytecie w Utrechcie. Do tej pory wydała cztery książki. Była nominowana do nagrody Lettre Ulysses za najlepszy reportaż literacki oraz nagrody „Freedom of Expression” przyznawanej przez brytyjską organizację Index on Censorship działającą na rzecz wolności słowa.
Tytułową „Karawaną kryzysu” jest grupa międzynarodowych organizacji humanitarnych podróżująca do krajów ubogich, ogarniętych zarazą, w których brak produktów pierwszej potrzeby. W ślad za organizacjami humanitarnymi podążają dziennikarze i kamery, przedstawiający przejaskrawiony obraz rzeczywistości. Autorka pokazuje jak zdemoralizowani są wolontariusze i cały system pomocy humanitarnej. Sprawia to, że cel tych organizacji całkowicie blaknie i traci znaczenie w morzu pieniędzy i korupcji.
Polman podaje liczne przykłady funkcjonowania organizacji humanitarnych w Rwandzie, Afganistanie, Somalii, Liberii, Sudanie, Iraku oraz Haiti. Krytykowana jest działanie tego typu organizacji poprzez pozyskiwanie coraz to nowych kontraktów, co staje się głównym celem. Oprócz tego pracownicy i wolontariusze, podczas swojego pobytu na obcej ziemi, tak bardzo nasiąkają patologicznymi zachowaniami, że sami stają się źli.
Supermarket pomocy humanitarnej
Od lat 80 obserwuje się wzrost liczby aktywnie działających organizacji humanitarnych. Dawniej liderem był Czerwony Krzyż, dziś takich organizacji jest tysiące i dalej rosną jak grzyby po deszczu. Konsekwencją takiego obrotu sprawy jest zwiększająca się ilość organizacji humanitarnych w miejscu pomocy. Mieszkańcy regionu objętego wsparciem wykorzystują ten fakt i żerują na biedzie. Sytuację tę Polman porównuje do funkcjonowania supermarketu, przytacza tu słowa dziennikarza Richarda Dowden: „Usiłowałem wyobrazić sobie jak uchodźca chwiejnym krokiem wchodzi do Gomy, zostaje osaczony demonstracyjnym marketingiem i myśli <Pójdę sobie na śniadanie do CARE. Potem zjem lunch w World Vision. Następnie wpadnę do Czerwonego Krzyża po trochę leków, a potem udam się do UNHCR po plastikową płachtę.>. Dowden czuł się w tej przestrzeni humanitarnej jak w supermarkecie przemocy.”
Business is business
Prowadzenie organizacje humanitarnej można bez obaw nazwać biznesem. Nie można się temu dziwić, ze względu na panujące na miejscu kryzysu zasady konkurencji. Pulman pisze o tym jak jedna z organizacji, która wydawała materace przestała to robić na znak protestu. Na miejscu kryzysu pojawiła się zatem luka, którą wykorzystała inna organizacja by odtąd ludzie przychodzili do niej po materace.
W dzisiejszych czasach organizacje tego typu nie napędza już pomoc bliźnim, ale pogoń za kontraktami za miliony dolarów i pozyskiwanie inwestorów. Dodatkowo o pobycie wolontariuszy decydują politycy i gangsterzy, który dyktują warunki i określają jak długo pomoc humanitarna ma być prowadzona, na jakim obszarze i jakie środki wędrują do ich kieszeni. Wolontariusze nie poradzili by sobie także bez dobrze prowadzonego PR, w końcu jest to biznes, a w biznesie trzeba wiedzieć jak zarządzać i jak prowadzić marketing.
Liczy się układ z mediami, więc dziennikarze dopytują się gdzie prowadzona jest pomoc humanitarna i w jakim celu. W większości podróż reporterów jest finansowana ze środków organizacji humanitarnej, ponieważ im większy rozgłos, tym więcej sponsorów. W efekcie w TV oglądamy jak Angelina Joli, Księżna Kate, a ostatnio Dominika Kulczyk przytula się do afrykańskich dzieci i rozmawia z nimi po angielsku. Do tego na podsumowanie relacji z obszaru dotkniętego kryzysem, patrzymy na zachodzące na sawannie słońce w przy melodii „We are the world, we are the children.”.
Pomoc w imię humanitaryzmu
Według Pulman ludzie pracujący dla organizacji humanitarnych są źli do szpiku kości. W odpowiedzi na skargę dotyczącą jakości produktów dostarczanych przez MSF-Belgie (mąka kukurydziana zbyt grubo mielona, czerwona fasola zamiast białej), pracownicy krzyczą „Let AIDS take care of them!”. Natomiast na pytanie o co właściwie chodzi w konflikcie między Tutsi a Hutu, otrzymujemy odpowiedź: „O to musisz zapytać polityków. My się tym nie zajmujemy”. Oczywiście nic nie usprawiedliwia takiego zachowania i znowu pojawia się pytanie czy organizacje humanitarne powinny właściwie funkcjonować. Jednak nie wszystko jest czarno-biała jak w reportażach z afrykańskich wiosek pokazywanych w TV. Plemienia Hutu także nie da się lubić. Za uśmiechem pełnym białych zębów kryje się chytra myśl, co zrobię z tą rolką filmu, wózkiem inwalidzkim i komu ją sprzedam. Hutu i Tutsi wymordowywali się nawzajem, potem Hutu uciekli do Gomy ze skradzionymi sprzętami, następnego dnia wracając po więcej. Zabrali ze sobą meble, zwierzęta, blachy będące częścią domów a także nauczycieli i książki. Tutsi nie zostało nic, a Hutu zbudowało na zgliszczach miasto rosnące w siłę i organizacje humanitarne jeszcze im w tym pomagały.
Co w takiej sytuacji mogą zrobić pracownicy organizacji? Oczywiście mogą zawiesić działalność na znak protestu, nie zawierać układów ze skorumpowanymi politykami i mediami. Jednak takiego protestu nikt nie zauważy, a ich miejsce zajmą inne organizacje humanitarne rosnące w siłę i wykorzystujące lukę w kwitnącym rynku humanitarnym. Karawana pojedzie po prostu dalej, a protestująca organizacja odejdzie w niepamięć.
Sama książka nie jest specjalnie odkrywcza, ponieważ większość z nas ma jednak odrobinę świadomości, że przecież ktoś musi być biedny by bogacił się ktoś. Jednak zdecydowanie nikt wcześniej nie opowiedział o tym jak funkcjonują organizacje humanitarne i nie zadał pytania o sens całej działalności.
Take care of them
Lindzie Pulman rzeczywiście brak jest obiektywizmu i w zasadzie już po pierwszym rozdziale jesteśmy przekonani o tym, że organizacje humanitarne nie powinny wspierać przemocy, korupcji, wojny, powinny za to wyjechać i już nie wrócić. Po lekturze czytelnik zastanawia się nad rozwiązaniem dylematu postawionego w książce. Odpowiedzą mogłaby prawna regulacja, która określałaby ilość przebywających w miejscu kryzysu organizacji pomocy humanitarnej. Jednak czy politycy stojący ponad prawem rzeczywiście by się do niego stosowali? Może tak jeśli zagrozić brakiem jakiekolwiek pomocy w ich regionie. Należy się zastanowić nad inną możliwością – może nie powinniśmy udzielać jakiekolwiek pomocy wcale? Oczywiście państwa ogarnięte kryzysem nie są rozwinięte gospodarczo, więc mają mniejsze możliwości, ale co takie państwa są w stanie dać nam w zamian? Wdzięczność? Ropę? Surowce? Może należałoby poczekać i dać im szansę na samodzielną walkę z kryzysem?
Uciekać czy walczyć?
Drugie rozwiązanie również nie wydaje się być odpowiednie ze względu na międzynarodowe powiązania gospodarcze. Każdy kraj jest zależny od drugiego. Powiązania polityczne to coś czego mi w książce Lindy Pulman zabrakło. Odpowiedzialność za funkcjonalnie organizacji humanitarnych ponoszą politycy, a autorka wydaje się ten fakt bagatelizować. W dodatku Pulman nie rozróżnia podziału na pomoc humanitarną i pomoc rozwojową. Pomoc humanitarna ratuje ludzi przed natychmiastową śmiercią i cierpieniem – wywołanym tsunami, trzęsieniem ziemi czy wojną. Pomoc rozwojowa ma zmniejszyć biedę na świecie: sprawić, że mniej ludzi będzie umierało na łatwe do wyleczenia choroby i więcej dzieci będzie chodziło do szkoły.
Zdarza się oczywiście, że działaniom organizacji pozarządowych brakuje komunikacyjnej sprawności, chęci do porozumiewania się między sobą i planu rozdziału dóbr. Konsekwencją takiego chaosu może być nadmiar pomocy w jednym miejscu, a niedobór w innym. Zdaniem Polman media kreują rzeczywistość – to ich zainteresowanie wpływa na niesienie pomocy dla danej grupy i na ignorowanie innej, mniej atrakcyjnej wizerunkowo, zbiorowości.
Po przeczytaniu „Karawany kryzysu” można się zacząć zastanawiać czy autorce na pewno chodziło o „karawanę” czy może o „karawan” –niosący zniszczenie i śmierć. Zanim czytelnik całkowicie się zniechęci powinien przeanalizować dane i poczytać o samej pomocy humanitarnej. Prawdopodobnie inaczej będzie patrzeć na okrągłe brzuchy dzieci w Afryce czy wiadomości o ich śmierci. Jednak trzeba pamiętać, że każdy medal ma dwie strony i zastanowić się czy Linda Pulman była w swojej ocenie obiektywna.